Dwie minuty do piekła, recenzja horroru o wiedźmie z workiem na głowie



Jakiś czas temu wspominałam, na poprzednim blogu, że kilka kinowych nowości, w sporej większości filmów grozy, można obejrzeć na streamingu, w opcji abonamentowej. Wśród nich znalazł się także horror o wiele obiecującym, ale nie adekwatnym do oryginału tytule Dwie minuty do piekła, z aktorką z netfliksowego Wiedźmina. Film można obecnie oglądać na platformie Canal+online. Z racji, że niestety do kina na grozę raczej nie chodzę, bo nie bardzo mam z kim, a sama średnio lubię, postanowiłam nadrobić zaległości i sprawdzić jak w filmowej grozie wypada Freya Allan i o jakie piekło właściwie chodzi, a moje spostrzeżenia przelać na bloga. 


Dwie minuty do piekła - rozciągnięta krótkometrażowa opowieść

Dwie minuty do piekła to w oryginalnej wersji językowej, w oryginalnym tytule Baghead, dzieło Alberto Corredora i Lorcan Reilly. W pierwszej wersji było ono krótkometrażową produkcją w klimacie grozy. Króciutka opowieść skupiała się na historii dziwnego bytu, dzięki któremu można było porozmawiać z ukochaną przez nas, a straconą, zmarłą bliską osobą. 

Opisywana produkcja, jest dokładnie tym samym, ale została rozciągnięta w czasie. Film, którego polską dystrybucją zajęło się studio Next Film, a który swoją kinową premierę miał w pierwszym miesiącu tego roku, to rozbudowana, trwająca nieco ponad godzinę historia tegoż samego bytu, w tym wypadku bardzo, bardzo starej wiedźmy z workiem na głowie. 

Film zyskał nowy, polski tytuł, który zupełnie nie jest związany z oryginałem, i dla widzów, którzy nie mają, czy raczej nie mieli pojęcia o istnieniu filmu w jego krótkiej wersji, nieco mylący, i hmm.... dziwny. Ale po kolei...

Dwie minuty do piekła - fabuła niczym was raczej nie zaskoczy

Jak już wspominałam opowieść koncentruje się wokół pewnego bytu. A zaczyna się od poznania Iris Lark, młodej kobiety, która wychowywała się w domu dziecka, i większość życie miała pod przysłowiową górę. Straciła matkę, a z ojcem od lat nie utrzymywała kontaktu, nie wiedząc nawet gdzie ów rodzić przebywa.



Sytuacja zmieniła się po jego śmierci. Pewnego dnia bowiem Iris otrzymuje wiadomość od prawnika. Dowiaduje się, że jej ojciec zmarł pozostawiając pewien bardzo stary pub położony w niemieckim Berlinie. Dziewczyna udaje się na miejsce, by uregulować sprawę lokalu, i być może sprzedać go z zyskiem.

Na miejscu okazuje się jednak, że ojciec i owe miejsce, w którym przebywał skrywają pewną tajemnicę. W piwnicy lokalu znajduje się bowiem wielka dziura w ścianie, w której od wieków mieszka wiedźma, której głowa przysłonięta jest jutowym workiem.

Jest to dość nietypowy byt, obdarzony niezwykłą, ale bardzo zwodniczą mocą. Wiedźma ma zdolność przywoływania duchów zmarłej osoby, poprzez dotknięcie przedmiotu do niej należącego, i przyjęcia jej wyglądu, ale jedynie na dwie minuty. Przekroczenie tego czasu sprawia, że władzę przejmuje zła, pragnąca zemsty wiedźma, a oto nie może się dobrze skończyć. 



Iris, która tak zwanym groszem nie śmierdzi, zauważa, mimo ostrzeżeń najlepszej przyjaciółki, powierniczki i współtowarzyszki sierocego losu, Katie, że na wiedźmie można zarobić. Podpisując pewien dokument staje się strażniczką wiedźmy, która musi jej słuchać, przynajmniej w teorii.

A ponieważ do lokalu trafia pewien pragnący wyjaśnień Neil, który gotów jest zapłacić za spotkanie z ukochaną zmarłą mnóstwo kasy, Iris postanawia nieco zarobić, po czym sprzedać pub i wyjechać, by zacząć nowe, lepsze życie. To okazuje się nie być takie proste. 

Dwie minuty do piekła - horror, który nie jest w stanie przestraszyć

Dwie minuty do piekła to kolejna produkcja, która nie była w stanie mnie wystraszyć. Ba..., ona z pewnością nie wystraszyła większości z Was. To tak właściwie nie jest klasyczny horror, a coś na wzór thrillera z paranormalnymi momentami i dozą mrocznej baśniowości. 

Połączenie może i wydaje się ciekawe, problem w tym, że z realizacją pomysłu jest znacznie gorzej. Jak w klasycznym horrorze postaci pchają się tam gdzie iść nie powinny, przerażające, niecodzienne wydarzenia nie wydają się dla nich dziwne, a logika i trzeźwość umysłu jest im obca.




Co tu dużej kryć. Twórcy zechcieli zrobić z filmowej protagonistki, czyli z nieszczęsnej Iris głupiutką, żądną lekkich pieniędzy dziewczynkę, przy okazji czyniąc z niej odważną, gotową na wszystko strażniczkę żyjącej już ponad cztery wieki wiedźmy. I choć widz już na samym początku wie jakie na iris czeka zagrożenie, i na jakie przekleństwo się godzi, jaką klątwę podejmuje się przyjąć, twórcy postanawiają budować wokół owej sytuacji napięcie, którego po prostu nie ma. 

Owszem, zdarzają się momenty mniej lub bardziej straszne, albo przynajmniej trzymające w napięciu. Jednak całościowo, nawet dorzucając do worka nieco jump scare'ów, które oczywiście wpleciono w fabułę, całość wypada, choćby w porównaniu z niedawno recenzowanym przeze mnie horrorem Mów do mnie, bardzo blado. 

Grozę budować ma przede wszystkim postać samej wiedźmy, która żyje wiele wieków, mieszka w ścianie, nosi jutowy worek na głowie i posiada wyjątkową, rzekłabym magiczną moc przejmowanie postaci zmarłej osoby. I choć pomysł sam w sobie jest ciekawy, to jego realizację można było dokonać w sposób bardziej przemyślany, ciekawszy, mroczniejszy, albo przynajmniej nieco bardziej...., intrygujący. A niestety nic z tym elementów nie udało się zbudować.

Dwie minuty do piekła -  przyzwoite aktorstwo

Freya Allan, zapewne wszystkim bardziej znana w roli Ciri w Wiedźminie od Netfliksa, który podzielił się niedawno materiałem zza kulis finałowego sezonu Stranger Things, wciela się w recenzowanym przez mnie filmie rolę Iris. Wprawdzie z oglądania Wiedźmina w pewnym momencie zrezygnowałam (jak spora część widzów), ale prawdę powiedziawszy ciekawiło mnie jak aktorka wypadnie w zupełnie innej roli.




I muszę przyznać, mimo przeciętnego scenariusza i fabuły, która nie jest w stanie widza porwać, wypada całkiem przyzwoicie. Nie jest to może aktorstwo najwyższych lotów, ale postać zdeterminowanej na osiągnięciu celu lepszego życia, pół sieroty, odgrywana jest przez Allan całkiem należycie. 

Przyzwoicie w swoich aktorskich kreacjach wypadają także Ruby Barker, która wcieliła się w postać przyjaciółki Iris, Katie, a znana jest choćby z serialu Brigdertonowie, również od Netfliksa i Jeremy Irvine jako nieco psychopatyczny, a z pewnością niezrównoważony "klient wiedźmy" Neil. Aktora możecie kojarzyć z filmu Profesor i szaleniec czy Mamma Mia: Here We Go Again!, sequelu musicalu Mamma Mia. Zobaczymy go także w zapowiadanym na ten rok horrorze Return to Silent Hill i w kolejnej produkcji DC, nowej wersji Green Lantern, która planowana jest na rok następny.

Nie należy zapomnieć także o Peterze Mullanie, który wcielił się w postać ojca iris, Owena Larka, starającego poradzić sobie z brzemieniem i demonami, nie tylko przeszłości. Aktora wielu z Was może kojarzyć z serialem Połączeni przeszłością od Apple TV+, serialu Przeklęta od Netflix, czy Kolei podziemnej, serialu dostępnego na Prime Video. 

Dwie minuty do piekła - udźwiękowienie i realizacja


Aktorstwo jak wiecie, ważny element filmowej całości, bo pozwala widzowi wczuć się w klimat, nawet jak ten nieco szwankuje, co w przypadku Dwie minuty do piekła niestety się objawia. Ale równie ważnym aspektem filmu jest jego otoczka, realizacja oraz dźwięk.




To drugie wpisuje się w klasyczny styl grozy, budując groźną muzę i równie groźne dźwięki w typowych momentach grozy. Prawdę powiedziawszy muzyka jakoś nie została przeze mnie zapamiętana. 

Za to moją ciekawość wzbudziło miejsce, w którym filmowy projekt był realizowany. Niestety owa ciekawość nie została odpowiednio zaspokojona, bo twórcy nie zechcieli mi pokazać zbyt wiele. 

Pole filmowej realizacji zdjęciowej zostało bowiem bardzo mocno ograniczone, do dosłownie kilku pomieszczeń. Każde z nich potraktowano przy okazji zdęć po łebkach, urywkowo i niedbale. A szkoda, bo lokal wydawał się mieć potencjał, który podobnie jak scenariusz, niestety zmarnowano.


Dwie minuty do piekła - pora na podsumowanie


Dwie minuty do piekła to jak już zapewne zdążyliście przekonać się po mojej recenzji, filmowy przeciętniak. Nie mogę powiedzieć, że jest to produkcja koszmarna, i nie warto jej zobaczyć. 

Sądzę, że wakacyjny czas, urlopy, troszkę więcej wolnego, to dobra okazja na nadrobienie zaległości i sprawdzenie filmu, który mogą obejrzeć nie tylko fani grozy, bowiem nie będzie ich straszył zbyt mocno.

Przerobienie produkcji krótkometrażowej na pełnoprawny film nie było chyba potrzebne, i chyba nie do końca się udało. Grozę zastąpiła baśniowość, a nawet jakiś rodzaj legendy. Klimat starego niemieckiego pubu prysł wraz z ograniczoną ilością prezentowanych nam pomieszczeń, a wymowne zakończenie mogłoby sugerować kontynuację. Ale czy jest ona komuś potrzebna? 




Podsumowując, jeśli macie nieco więcej wolnego czasu, a lubicie mieszanie gatunkowe, i nie cierpicie horrorów, a klimat thrillerów paranormalnych nie jest Wam obcy, i przede wszystkim nie spodziewacie się po filmie cudów, to Dwie minuty do piekła możecie obejrzeć, i myślę, że nawet nieźle się bawić.

Warto go również obejrzeć, choćby dla sprawdzenia jak w horrorze radzi sobie Freya Allan, którą wielu z nas utożsamia jedynie z Ciri. 

Dwie minuty do piekła to przeciętniak, który w mojej ocenie zasługuje na 5,5/10. Można go obejrzeć, ale wcale nie trzeba!

Dwie minuty do piekła obejrzycie na Canal+ online.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3 Minutes to Midnight - A Comedy Graphic Adventure - recenzja

Black Mirror - poradnik/solucja

Aboard the Adventure, przygodówka w typie Indiany Jonesa