Wednesday - recenzja drugiego sezonu. Panna Addams i kolejna rodzinna tajemnica
Serdecznie zapraszam do recenzji podzielonego na dwie części, drugiego sezonu serialu Netfliksa, zatytułowanego Wednesday. Czy znów udało się twórcom mnie nim zachwycić? O tym w poniższym tekście!
Jestem bardzo, bardzo świeżo po dawkowaniu sobie całego drugiego sezonu serialu Wednesday, którego platforma Netflix, starym zresztą zwyczajem, podzieliła na dwie części. Kolejne serie dzielił od siebie okres jednego miesiąca. Pierwszą część, w której skład weszły cztery odcinki obejrzałam zatem 6 sierpnia, kolejne cztery części drugiej wczoraj, czyli 3 września. Korciło mnie by napisać krótką ocenę odcinków po obejrzeniu sierpniowych epizodów, które w pewnym sensie, i muszę to od razu napisać, mnie rozczarowały, ale powstrzymałam lejce i cierpliwie czekając do września, postanowiłam napisać ocenę całości. I oto ona!
Inne przykładowe serialowe recenzje na blogu:
- 1899 - recenzja. Skomplikowana historia dla której nie znajdziemy odpowiedzi
- Archiwum 81 - recenzja. Serialowa perełka skasowana po pierwszym sezonie
- The End of the F**king World recenzja pierwszego sezonu. Eh ten niedobry świat!
Serial Wednesday w pierwszym sezonie, którego miałam przyjemność recenzować i byłam nim zachwycona, dając mocne 9/10, zadebiutował w serwisie Netflix w roku 2022, czyli trzy lata temu. Wieść o przedłużeniu opowieści o córce Addamsów, no i trochę także o jej rodzinie, podnieciła widzów i rozbudziła ich nadzieje na więcej, lepiej, ciekawiej...., w tym także mnie. Nie dziwota zatem, że na premierę pierwszej części czekałam z zapartym tchem i nadzieją, że poczuje ten sam, a może dużo lepszy gotycki klimat, zanurzę się w tajemnice, posłucham inteligentnych dialogów, a przede wszystkim dostanę nową, elektryzującą dawkę Ortegi jako Wednesday Addams.
No i niestety po pierwszych czterech epizodach moje marzenie o serialu idealnym parafrazując pewien cytat z animacji "padło z lekka na ryjek". Prawdę powiedziawszy do seansu lekko się zmuszałam, bo opowieść zaczęła mnie nieco nudzić, a mieszanina i spłaszczanie wątków, denerwować. Ale po kolei....
Drugi sezon rozpoczyna się od powrotu Wednesday do Nevermore, w którym sporo się zmienia. Po pierwsze jest zupełnie nowy dyrektor, z zupełnie nowym planem na edukacje i szkolne zasady, po drugie nasza mroczna i egocentryczna Addamsówna staje się szkolną celebrytką, co wyraźnie się jej nie podoba. Na dodatek traci swoje moce, co nie pozwala jej w pełnie skonfrontować się z dawnym wrogiem i poradzić sobie z przepowiednią, w której jej przyjaciółce Enid Sinclair grozi wielkie niebezpieczeństwie.
W tle opowieści o serialowej protagoniście ponownie pojawia się jej rodzina, której, w przeciwieństwie do sezonu pierwszego, jest zdecydowanie więcej. Sporo miejsca twórcy, a głównym pomysłodawcą serialu jest ponownie Tim Barton, poświęcili Pugsley'owi Addamsowi, który zyskuje nietypowego przyjaciela, który zgodnie ze szkolną legendą, leży zakopany gdzieś pod pewnym drzewem. Jest i wątek rodziców, a dokładniej konfliktu Morticii Addams z jej matką Hester Frump.
Równocześnie ze śledztwem panny Addams, która po raz kolejny próbuje bawić się w detektywa, i po raz kolejny odkrywa mroczne tajemnice związane z jej rodzicami, śledzimy w serialu mnóstwo pobocznych, często chaotycznych wątków, które w pierwszych odcinkach mogą nieść poczucie totalnego nieładu i wprowadzać w konsternacje. Okazuje się bowiem, że serial z gotyckiej tajemnicy nagle przeradza się w opowieść o zombie, romansach Enid i szalonym dyrektorku.
Na dodatek Wednesday przestaje być jak ona. Do grania Ortegi zaczynamy się przyzwyczajać, i nie robi już ona na nas takiego wrażenie (a przynajmniej nie na mnie), a i ona sama gdzieś porzuciła swój image, swój styl. Rodzi się pytanie, gdzie podziały się monochromatyczne stroje Addams, gdzie gotycki szyk i mroczna elegancja?
W recenzji pierwszego sezonu wspominałam o jej wyjątkowych kreacjach: "Stroje łączące klimat mroku, przełamane bielą, świetne kamizelki, staromodne koszule, szerokie spodnie, ciężkie buty i zgrzebna, prosta fryzura. Czegoż można więcej pragnąć w wyglądzie córki Addamsów?" W drugim niestety nie mam o czym. Panna Wednesday paraduje w szkolnym mundurku, jedynie od czasu do czasu przywdziewając na siebie niczym nie wyróżniające się szatki.
Tym razem kreacje ubraniowe, schodzą na plan dalszy, ustępując nowościom do produkcji wprowadzonym. Nudnawa część pierwsza, w której ogrom wątków zostaje jedynie liźnięta, na szczęście rozkręca się w części drugiej, która jest wyraźnie ciekawsza, a zagadkowość i pozornie niepotrzebne wątki, zaczynają się spajać.
Właściwie część druga jest tak skonstruowana, że trudno ją opisywać bez wprowadzania do tekstu spojlerów, czego oczywiście nie zamierzam robić. Mogę jedynie napisać, że sekrety się wyjaśniają, tajemnicę zazębiają, a na ekranie dzieje się więcej lepszego niż podczas czterech odcinków części pierwszej.
Spora w tym zasługa lepiej napisanego scenariusza, który sprytnie łączy poszarpane elementy opowieści, ale i powrotu znanych postaci sezonu pierwszego, ale i zupełnie nowych. W kontynuacji serialu powracają znane postaci i ci sami aktorzy. Na ekranie ponownie Jenna Ortega (Śmierć jednorożca, Beetlejuice Beetlejuice) jako Wednesday Addams, Catherine Zeta-Jones (z której twarzą stało się coś niedobrego) jako Morticia Addams, Luis Guzman jako Gomez Addams, Isaac Ordonez jako Pugsley Addams, Fred Armisen jako Fester, Emma Myers (Minecraft: Film) jako Enid, a także przez lubiana Rączka i wiele innych znanych już nam postaci, pełniących mniej czy bardziej ważne role.
Ale w nowej opowieści swoje spore miejsce i swój indywidualny klimat mają również nowi bohaterowie, nowe postaci i tym samym nowi aktorzy. Na plan pierwszy wysuwa się tu Agnes, pretendująca do roli przyjaciółki, fanka Wednesday, grana przez Evie Tampleton (Władca mroku, Pinokio).Posiadająca wyjątkową urodę, wielkie zielone oczy, rudowłosa dziewczyna, obdarzona darem niewidzialności jest powiewem świeżości, potrafiącym przykuć uwagę, zdecydowanie mocniej niż Enid.
Jest i matka Morticii, bogata właścicielka zakładu pogrzebowego Hester Frump, w którą wcieliła się Joanna Lumley, a także dyrektor Dort, w którego postać wcielił się Steve Buscem oraz Billie Piper (Dom grozy), która zagrała nową nauczycielką muzyki Isadorę Capri. Nie sposób nie wspomnieć także o przytoczonym tu już przeze mnie zombie, w którego wcielił się Owen Painter, dawnej dyrektorki Akademii Larissy Weems, zagranej przez Gwendoline Christie i wielu pozostałych postaciach, których pozwolicie wymieniać nie będę, bo jest ich naprawdę sporo.
Natłok postaci pierwszo i drugoplanowych i pomieszanie wątków sprawia, że im dalej w serialowy las, czyli im głębiej w odcinki, trwające każdy z nich około 50 minut (niektóre nieco dłużej), tym robi się coraz bardziej dziwniej, coraz mroczniej, i bardziej krwawo.
Nowy sezon mniej stawia na gotyk i klimat tajemnicy, choć taki również występuję, zdecydowanie bardziej podkręcając atmosferę w stronę grozy, w kierunku horroru, nie szczędząc tym samym istnego gatunkowego miszmasz. Serwowana nam jest opowieść detektywistyczna, groza, także zombie horror oraz nuta fantasy. Mamy rodziną dramę, mroczną czarną komedię, typową dla Bartona, a nawet zamianę postaci. Przyznacie, że to całkiem sporo.
Po raz kolejny nie zawodzę zdjęcia, które mocno podkręcają klimat. Narzekać nie można również na muzykę i na rytm poprowadzonej fabuły, która w drugiej części pędzi do przodu jak szalona, przykuwając uwagę mocniej niż mi się wydawało, dając jednocześnie furtkę do sezonu trzeciego, jednocześnie zamykając i otwierając nowe wątki.
Podsumowując sezon drugi odnoszę wrażenie, że aby w pełni ocenić Wednesday: sezon 2 powinnam recenzować pierwszą i drugą część osobno, gdyż te wyraźnie od siebie odstają, pierwszy nieco zawodząc i przynudzając, drugi gnając fabularnie jak opętany. Pierwsze cztery odcinki to zwykłość nad zwykłościami, a nawet serialowe przynudzanie. Za to ilość informacji wtłaczanych nam do głowy jest w drugiej części sezonu drugiego znacznie obszerniejsza, i mocniej angażująca, przez co cały sezon jest zwyczajnie nierówny.
Sprytnie wyjaśnione wątki, nieco spłaszają i łagodzą rozczarowanie wstępem i brakami w charakteryzacji postaci, jeśli chodzi o kostiumy. Cieszy wprowadzenie do historii nowych, bardzo charakterystycznych, a nawet charyzmatycznych postaci, w tym cudownego rudzielca Amber. Zadowala klimat Tima Bartona, który szczególnie w ostatnich trzech odcinkach jest mocno wyczuwalny.
Mam jednak problem z oceną całości serialu, gdyż pierwsze cztery odcinki oceniałabym na jakieś5/10, kolejne cztery na mocne 8. Finalnie nie jestem w stanie dać kontynuacji takiej samej noty, a już z pewnością nie wyższej niż ta jaką oceniłam sezon pierwszy. Z żalem daję zatem coś pomiędzy, trochę na zachętę i w nadziei, że część trzecia jednak mnie nie zawiedzie.
Moja ocena 7,5/10.
Serial Wednesday w dwóch sezonach można obejrzeć na Netflix.
Nie obejrzałam jeszcze odcinków, które wyszły wczoraj, ale moje ogólne podejście do tego serialu jest takie, że jest on strasznie prosty, a ten drugi sezon jest jeszcze prostszy niż pierwszy.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zamysłem twórców było to by serial był prosty, podobnie jak konstrukcja innych produkcji o rodzimie Addams. I sądzę, przynajmniej ja tak to widzę, że pierwszy sezon jest lepszy od drugiego, no może z pominięciem dwóch, no może trzech odcinków sezonu numer dwa. Te mogą zadawalać ;)
UsuńZ Twojego opisu wynika, że pierwsza połowa sezonu rzeczywiście może nużyć i sprawiać wrażenie chaotycznej, z nadmiarem wątków i osłabieniem gotyckiego klimatu. Druga część natomiast nadrabia dynamiką, lepiej poprowadzoną fabułą i ciekawymi postaciami, co nadaje serialowi wyraźniejszy rytm.
OdpowiedzUsuńCiekawym spostrzeżeniem jest też zmiana wizerunku Wednesday – odejście od charakterystycznych strojów i stylu wpływa na odbiór postaci i klimatu, co dobrze pokazuje, jak detale kostiumowe potrafią współtworzyć atmosferę. Z recenzji jasno wynika, że drugi sezon warto obejrzeć, choć najlepiej traktować go jako całość z wyraźnym podziałem na część pierwszą i drugą. Oglądam bo bardzo lubię no i piękna Catherine Zeta-Jones
Tak jest, najlepiej obejrzeć go teraz, jak jest już w całości, i mimo pewnych niedogodności, warto, choćby dla całkiem zgrabnie nakreślonej i wyjaśnionej intrygi i zachęcającego do sezonu trzeciego, finału.
UsuńI tak.... może z racji tego, żem baba.... ;) brakowało mi przebieranek Wednesday, jest cudownej monochromatyczności, w której sama mogłabym chodzić. Jakoś w sezonie drugim poskąpiono na stroje panny Addams ;)