Amerzone – The Explorer's Legacy - recenzja. Stare spotyka nowe i robi to z klasą

 

Serdecznie zapraszam do recenzji remake'u przygodowej, eksploracyjnej, narracyjnej i łamigłówkowej gry, kultowego Amerzone. Oto co myślę o odnowionym Amerzone – The Explorer's Legacy. Miłej lektury!

Świat gier chętnie wraca do tytułów, które niegdyś cieszyły się popularnością, także do takich, które przez lata stały się kultowe, robiąc to w lepszy, czy gorszy sposób. Sporo radości wniósł w serca graczy remake Silent Hill 2, który niedawno zagościł na GOG, a który będzie miał swój filmowy odpowiednik w horrorze Return to Silent Hill. Do nowych komputerów i nowej growej rzeczywistości dopasowano wiele innych, znanych growych dzieł. Nas jednak, a w szczególności mnie interesują jednak tytuły przygodowe. 24 kwietnia światło ujrzała odnowiona przygodowa produkcja z roku 1999, dzieło nieżyjącego już Benoîta Sokala Amerzone – The Explorer's Legacy, którą miałam przyjemność sprawdzić dzięki uprzejmości GOG, za co bardzo serdecznie dziękuję. W remake'u stare spotyka nowe, oddając mnóstwo klimatu  i wierności produkcji Sokala, jednocześnie dodając coś od siebie. Czy warto zabrać w nowe Amerzone? Moim zdaniem warto, i nawet trzeba!

Przeczytaj również:

Opowieść niesiona klimatem i nawiązaniami - fabuła 

Amerzone – The Explorer's Legacy, w tytule i w fabularnej rozgrywce jest owym testamentem odkrywcy, który zostawił graczom Benoît Sokal. Remake kultowego Amerzone jest mu poświęcony, o czym przekonujemy się na samym początku rozgrywki, którą podzielono na siedem rozdziałów, które możemy, po zakończeniu zabawy, dowolnie powtarzać.

Historia jest powieleniem fabuły z oryginału, czyli pozwala nam wcielić się w dziennikarza, właściwie bezimiennego, kompletnie nic nie mówiącego (nie usłyszymy żadnego jego słowa, czy jakiegokolwiek jego dźwięku). Pewnego dnia, na zlecenie swojej redakcji, czyli "Mondial Magazine" ma przeprowadzić obszerny wywiad z profesorem, podróżnikiem i zoologiem, schorowanym samotnikiem, żyjącym w latarni morskiej i napisać o nim swój pierwszy, większy artykuł. 

Alexandre Valembios w latach trzydziestych ubiegłego wieku wyruszył na wyprawę w malownicze i odległe rejony Amerzone, w poszukiwaniu legendarnych białych ptaków. Szybko okazje się, że przywiózł stamtąd, wbrew indiańskiemu plemieniu, łamiąc serce ukochanej, która uratowała go przed śmiercią, jajo białych ptaków, z nadzieją, że jego kariera przyspieszy. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Odrzucony, a nawet wyśmiany zamknął się w latarni, przygotowując się do wyprawy, do powrotu do Amerzone i naprawiania dawnych krzywd. Problem w tym, że zbrakło mu sił. 

Pojawienie się w latarni dziennikarza staje się dla schorowanego starca okazją do poproszenia go, a nawet błagania, by to on przejął jego misję, poleciał do Amerzone, oddał jajo i zmazał winy Valembiosa. Gdy ten umiera, dziennikarz, w nadziei na napisanie pierwszego, i najlepszego artykułu, postanawia wypełnić testament odkrywcy i ruszyć na przygodę, która okaże się największą w jego życiu. 

Wspominałam w nagłówku, że fabuła Amerzone – The Explorer's Legacy niesiona jest klimatem, który jest dość charakterystyczny dla dzieł Sokala. Nie brakuje w nim nostalgii, zadymy nad światem, przyrodą, i zachwytu nad wynalazkami i mechaniką. Amerzone, pierwsza gra tego belgijskiego twórcy, stała się wstępem do jakże uwielbianej przez wielu graczy Syberii, której pierwsza i druga część zachwycała nie tylko klimatem, ale i automatami. 

Amerzone – The Explorer's Legacy wiernie odtworzono fabułę opowieści, nadano jej mechaniczny wydźwięk, nie tylko dzięki wynalazkowi Valeboisa, mechanicznemu pojazdowi, ale także stworzonym przez niego mechanizmom, na jakie nasz protagonista natknął się po drodze. 

Nawiązanie do Syberii, w której automaty i mechanizmy stanowiły centrum opowieści, są w Amerzone mocno widoczne, i nie ma się czemu dziwić. Ale growy remake jest hołdem dla twórcy Amerzone, i oprócz klimatu, posiada także bardzo jasne odniesienie do wspomnianego przygodowego cyklu. 

Otóż uważni gracze, którzy otworzą globus znajdujący się w latarni, i spojrzą na rysunek na wierzchu szuflady, znajdą tam postać Hansa Volaberga, wynalazcy i wizjonera, a także przyjaciela Kathe Walker, postać z kultowej Syberii

Remake ze starą duszą i dostosowaniem do obecnych standardów

Z nową wersją Amerzone spotkałam się w wersji demo, której wrażenia miałam okazję pisać dla Was na blogu. I choć klimatem opowieść mocno mnie zaciekawiła, pod względem optymalizacji było wtedy dość słabo. Nie zdziwiło mnie zatem przesunięcie daty premiery pełnej gry o kolejne miesiące, z jesieni roku 2024 roku, na wiosnę roku kolejnego. 

Remake, który pod wieloma względami, choćby w sposobie sterowania i grafice, mocno przypomina Dracula Zmartwychwstanie i Dracula 2: ostatnie sanktuarium, z racji na wiek gry, mającej już ćwierć wieku na karku, teraz trąci myszką. I choć w tych czasach przygodówka mogła zachwycać stylem, i klimatem, który  porównywany jest obecnie bardziej do gier mystopodobnych, choćby do pierwszego Myst, obecnie jest tytułem kultowym, ale jednocześnie archaicznym. 

Twórcy odnowionej wersji klasyka, a jest to francuskie Microids Studio Paris, zachowali wątek fabularny, nie starając go mocno zmieniać. Dodali do niego coś od siebie, głównie w zagadkach i sposobie pokazania postaci, której ruchy, skądinąd prezentujące się bardzo naturalnie, będziemy mieli okazję w grze śledzić. Uwspółcześnili rozgrywkę graficznie, dopasowali do aktualnych systemów komputerowych, i konsol, ale jednocześnie zachowali styl oryginału.

I tak otrzymaliśmy współczesną grę, z urokliwym klimatem i otoczką typową dla gier Sokala, ze wspomnianymi automatami, mechaniką i konstrukcjami, której atmosfery oryginału odmówić nie można, i która zachowała sterowania z growego pierwowzoru. 

Jak stare spotkało nowe - rozgrywka i sterowanie

Stare spotkało w Amerzone – The Explorer's Legacy nowe, niosąc zarówno coś co cieszy, i coś co niekoniecznie mi się podoba. Ponarzekać muszę bowiem na sterowanie, które wprawdzie wpisuje się w klasyka, czyli Amerzone z lat 90-tych, i jest zapewne hołdem złożonym tejże grze, ale mocno ogranicza możliwość eksploracji i delektowania się tym co widzimy na ekranie, a widzimy naprawdę dużo dobroci.

Nowa wersja przygodówki, podobnie jak jej oryginał nie pozwala na swobodne poruszanie się po lokacjach, i podobnie jak w niekoniecznie pasującym mi Asylum umożliwia jedynie zwiedzanie miejsc jasno przez grę wytyczonych. Musimy zatem kierując się kursorem podążać w miejsca, które przewidzieli dla nas twórcy, nie mając możliwości dowolnego i nieograniczonego niczym eksplorowania.

Parę razy zdarzało mi się na ekranie poszukiwać kursora, który pozwalał przejść w grze dalej, co nie tylko wybijało mnie z rytmu rozgrywki, ale nie tyle było archaiczne i nie pasujące do współczesnych gier, ale i mocno ograniczało odkrywanie przygody, którą ze względu na jej graficzną jakość i szczegółowość, zwyczajnie chciałam poznawać. 

W grze nie pójdziemy w miejsce, w które chcielibyśmy sprawdzić, nie pobuszujemy w zaroślach, nie zagłębimy się w nieprzebyte, klimatyczne bagna, nie zwiedzimy wszystkich zakamarków indiańskiej wioski. Zwyczajnie nie poznamy gry tak jakbyśmy chcieli. Grając w Amerzone – The Explorer's Legacy doświadczyłam uczucia eksploracyjnego niedosytu, który trudno było zapełnić. 

Sama rozgrywka pod względem sterowania nie należy do zbyt skomplikowanych, i wpisuje się w jakość innych, nowszych produkcji do tegoż dewelopera, jak choć Syberia: The World Before, którą wciąż możemy odebrać za darmo w Prime Gaming, a której wrażenia z demo znajdziecie na blogu.

Obsługa gierki zależy od tego czy gramy w nią na komputerze czy też na konsoli i jest jasno określana w growym samouczku, który krok po kroku objaśnia nam sterowanie i wszystkie elementy rozgrywki, składowe interfejsu. A ten, mimo bardzo uproszczonego, ograniczającego się poruszania jedynie po wyznaczonych ścieżkach, jest dość bogaty w treści. 

Wszystko co jest nam potrzebne znajduje się na wyciągnięcie jednego kliknięcia. Za pomocą jednego kliknięcia (ogrywałam wersję na PC), prawego przycisku myszy aktywujemy interfejsowe ikony dziennika naszego protagonisty, dziennika podróży Valembois, pauzy oraz wyjścia. Aktywacja tych ikon umożliwia także wyświetlenie wszystkich celów, misji, jakie w danym momencie musimy wykonać. Podczas gry jest ich naprawdę sporo. 

Amerzone – The Explorer's Legacy to gra oferująca dwa tryby rozgrywki, o których nieco więcej napiszę niebawem. Mogę tylko nadmienić, że jeden z nich pozwala na wyświetlanie w grze dokładniejszej pomocy, kilkustopniowe ujawnianie jak poradzić sobie z danym zadaniem. 

Ważnym aspektem zadaniowej części gry jest wspomniany już dziennik. Jego kliknięcia, które aktywować możemy również klawiszem "Tab", pozwala na pokazanie ikon znajdujących się na górze ekranu, odsyłających gracza do dziennika - pomocy; dziennika - pamiętnika bohatera; ekwipunku, który nie jest w tym wypadku tradycyjny; dokumentów; dochodzenia, czyli dodatkowej treści, dodatkowych zadań w grze oraz do mapy danego miejsca, w tym wypadku szybkiej podróży.

Szybka podróż to dość ciekawe i pomysłowe ulepszenie rozgrywki, ale nie otrzymujemy go od tak. Mapę danego miejsca musimy sobie znaleźć. Gdy już się nam to uda, wędrowanie do miejsc w danym rozdziale, a przypominam, że jest ich siedem, jest szybkie i bezproblemowe. Wystarczy, że klikniemy na daną lokację w dzienniku, bowiem tam zapisuje się mapa, a szybko będziemy tam przeniesieni. 

Recenzowana przeze mnie gra to przygodówka, w której podnoszenia i używania przedmiotów nie unikniemy. Zebrany przedmiot, którego możemy pomóc sobie odszukać za pomocą podświetlania hotspotów klawiszem "alt", możemy użyć, gdy w danym miejscu pojawi się ikona "plecaka" czyli growego inwentarza. 

Niestety to kolejna gra od francuskiego studia, w której próżno szukać ręcznego jej zapisu. Przygodówka, którą śmiało możemy nazwać eksploracyjno-narracyjno-łamigłówkową, oferuje jedynie automatyczny zapis. Gra wskazuje nam przy próbie wyjścia, ile zostało nam czasu do kolejnego miejsca autozapisu. Jest to pewnym ułatwieniem i pozwala uniknąć utraty fragmentu rozgrywki.

Po przejściu całej, trzeba to sobie jasno powiedzieć dość długiej przygody, którą znacznie wydłużyć może wykonywania zadań pobocznych, czyli prowadzenie dodatkowego dochodzenia, możemy dowolnie wczytać każdy z siedmiu rozdziałów. Pozwoli na to na dokładniejsze zbadanie wszystkich lokacji i przejście rozdziału na 100%, co wcale nie jest takie proste. 

Bajeczna oprawa wizualna i przepiękna muzyka. A co z udźwiękowieniem? 

Ponowna eksploracja tytułu pozwala także na jeszcze pełniejsze delektowanie się jego urokiem graficznym, który wprawdzie sposobem poruszania się oddaje hołd poprzedniczce, jednocześnie ograniczając eksplorację, ale do rozgrywki dodaje wiele nowoczesności, szczególnie graficznej.

Co tu dużo mówić. Amerzone – The Explorer's Legacy to przepiękna, pełna szczegółów i uroku przygodówka, której widoki chce się chłonąć, a której animacje i rzeczywiste ruchy bohatera, które napięcie obrazuje gestem, gdyż nie wydaje z siebie ani słowa, ogląda się z zapartych tchem.

Obawiałam się po zagraniu w demo, że płynność rozgrywki może w pełnej rozgrywbe dawać wiele do życzenia. Demo było dość niestabilne. Jednak kilka dodatkowych miesięcy pozwoliło autorom tegoż projektu na dopracowanie swojego projektu, który ruch i działanie obrazuje tak wiarygodnie, że wraz z protagonistą odczuwa się wysokość, uderzenia hydropłatowca o przeszkody i wiele innych.

Bajecznej oprawie wizualnej, napędzanej przez ruch, mechaniczne urządzenia i pojazd, który co jakiś czas modyfikujemy, towarzyszy przepiękna muzyka. Ponownie dla francuskiego studia Microids tworzył ją ten sam kompozytor co w całej Syberii, również w niezbyt udanej Syberii 3. Autorami klimatycznej muzyki, która nie tylko tchnie w rozgrywkę melancholię i przygodową zadumą nad życiem i dalekimi podróżami, ale również umie podbić klimat napięcia, związany z przeszkodami, jakich w grze musimy się spodziewać, są Inor Zur, wraz ze swoim synem Orim

Muzyka, która nie jest w Amerzone – The Explorer's Legacy jedynie dodatkiem, a stanowi ważny człon opowieści, jest niezwykle sugestywna, bardzo precyzyjnie punktuje nastrojowe elementy rozgrywki, te bardziej podniosłe, albo te dramatyczniejsze. Jest zwyczajnie cudowna! 

Opisywana przeze mnie przygodówka dostępna jest w pełnej angielskiej  oraz francuskiej wersji językowej, i posiada polskie napisy. Spolszczenie gry, z małymi błędami jest ogólnie dobre. Problem stanowi dziennik, w którym po całości występuje pewny bardzo irytujący, choć momentami nawet komiczny błąd. Otóż teksty nie posiadają litery "m", a jedynie "n". Notatki pisane są czcionką imitującą kaligraficzny sposób pisania, ale śmiem uważać, że litera "m" powinnam w takowym tekście występować. Inaczej mamy takie smaczki językowe jak: "zauważyłen" zamiast "zauważyłem", "widziałen" zamiast "widziałem", "norskiej" zamiast "morskiej" i wiele, wiele więcej. W tekście zwyczajnie "m" wygląda jak "n" i na odwrót.

Nadmieniłam już w moim tekście, że remake Amerzone to pełne udźwiękowienie, które jest równie dobre jak i grafika i muzyka. Aktorom podkładającym głosy pod kolejne posracie gier, których nie jest specjalnie dużo, nie można niczego zarzucić. Każda osoba na którą natnie się nasz niemy protagonista, wyraża odpowiednie emocje, a tembr głosu pasuje do obrazu postaci wykreowanej przez autorów owej przygodówki, w której nudzić się zdecydowanie nie będziemy. 

Gra, w której raczej trudno utknąć? - zagadki i zadania

Na nudę w Amerzone – The Explorer's Legacy narzekać nie będziemy, bo choć to gra w sporej mierze narracyjna i nastawiona na eksplorację, to zadań i wyzwań nie będzie nam szczędzić. Spora część celów jakie nam stawia, i kolejnych misji dotyczyć będzie pojazdu, którym przyjdzie się naszemu dziennikarzowi poruszać. Takowy sprytny mechanizm trzeba będzie modyfikować, najpierw jednak przeszukując lokacje celem znalezienie dyskietki z programem do hydropłatwca oraz paliwa. 

Będziemy również zajmować się mechanizmami, których działanie trzeba będzie najpierw zrozumieć. Mniemam, że będą momenty, w których poczujemy się jak w jakiejś grze z serii Myst, może nawet, ze względu na klimat dżungli, jak w Myst III: Exile. I nie jest to w żadnym razie zarzut, bowiem atmosfera niepewności, i zagadkowości wpisuje się w formę remake'u Amerzone idealnie, prawie w punkt. 

Recenzowany przygodowy projekt może być tytułem zarówno bardziej skomplikowanym, dopasowanym do wymagań bardziej wprawionych w przygodowych bojach graczy, ale tytułem łatwiejszym, rozgrywkę ułatwiającym. W zależności od wybranego trybu możemy sprawiać by gra była łatwiejsza, bądź zdecydowanie bardziej wymagająca.

Tryb "podróżnika" pozwala na mierzenie się z umiarkowanymi pod względem trudności zagadkami, w grze trafiamy na więcej dokumentów i notatek, a wskazówki w dzienniku, które aktywujemy kliknąwszy na znak zapytania, są bardziej precyzyjne. Tryb "poszukiwacza przygód" to bardziej skomplikowane dochodzenie do rozwiązania danej łamigłówki, większa eksploracja i eksperymentowanie. W tym trybie dokumentów jest zdecydowanie mniej, a wskazówki, choć dalej znajdziemy w dzienniku, staną się mniej precyzyjne. W tym wypadku system wskazówek można także całkowicie wyłączyć, co jeszcze bardziej utrudnia zadania i stawia gracza przed sporym przygodowym wyzwaniem. Poziomy trudności można zmieniać w dowolnym momencie gry.

Zadania podstawowe, bez których wykonania nie ukończymy gry, nie popchniemy fabuły do przodu, to nie jedyne cele z jakimi w grze możemy się zmierzyć. Są jeszcze te poboczne, zwane "dochodzeniami". Podczas eksploracji lokacji możemy pobawić się w kogoś w rodzaju detektywa, który spróbuje dowiedzieć się jak najwięcej o samym profesorze, o terrorze prezydenta Amerzone, o Indianach i wielu innych faktach, które uczynią grę pełniejszą, pozwalając dziennikarzowi napisać kolejny fragment swojego pierwszego, dużego artykułu. 

Kolejne poboczne cele w dochodzeniach realizujemy poprzez odnajdywanie notatek, dokumentów i listów, które nie zawsze znajdują się na naszym widoku. Czasami należy do nich dotrzeć mierząc się z nowym wyzwaniem. 

Te aspekty gierki nie są jednak niezbędne do ukończenia rozgrywki. Za pierwszym podejściem będzie trudno wszystkiego się doszukać, ukończyć dany rozdział na 100% i dobrnąć do finału opowieści, który mnie osobiście najmniej przypadł do gustu. Ale to już moje, bardzo indywidualne zdanie. 

Amerzone – The Explorer's Legacy - czy remake kultowej gry ma sens? Podsumowanie recenzji

Amerzone – The Explorer's Legacy, remake kultowej gry, która wprawdzie nie zachwyciła na tyle, by nie mieć o sobie mieszanych opinii, ale niewątpliwie jest tytułem kultowym, doskonale oddaje klimat oryginału. 

Robi to przede wszystkim sposobem podróży po lokacjach, który mocno nawiązuje do growej poprzedniczki. System poruszania jest tu zarazem pozytywem i negatywem tejże przygody. Z jednej strony hołduje oryginałowi, z drugiej mocno ogranicza, a nawet nieco utrudnia rozgrywkę. 

Nie można natomiast grze zarzucić braku jej narracyjnego, i eksploracyjnego piękna, które widoczne jest na niemal każdym kroku. Widzimy je w przecudownej grafice, która nie tylko klimatycznie punktuje nieco rozmazane, a przez to tajemnicze tła, ale także przedstawia dziwaczne zwierzęta, nietypowe mechanizmy i niezwykły, mogący przybierać różne formy pojazd. Dbałość o szczegóły ruchowe protagonisty, który do przepaści podchodzi wolno i ze strachem, tajemnicze i intrygujące go zwierzęta próbuje dotknąć, czy wyciąga dłoń po barwnego, świetlistego motyla to jedynie ułamek growej cudowności. 

Przepiękna grafika, dopracowana i klimatyczna, wciągająca fabuła, której odkrywanie, także w misjach pobocznych staje się przyjemnością, do tego niesamowicie klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Muzyka stanowi integralną część gry, jest jej fundamentem, podporą i wielką przyjemnością dla ucha. 

Rozgrywka dopasowana do bardziej wymagających graczy, trudniejsza i nastawiona na pełniejszą eksplorację, albo taka, w której podpowiedzi pozwolą graczom poradzić sobie z trudnym zadaniem to czynnik, który pozwala na zmierzenie się z grą zarówno zagorzałym przygodomaniakom, ale także początkującym graczom. Niestety wciąż barierą dla wielu graczy jest wysoka cena tej gry, która śmiem twierdzić, odstrasza wielu z nich do poznania opowieść, zanim tytuł nie obniży swojej ceny.

Amerzone – The Explorer's Legacy jest growym projektem dostępnym w polskiej, kinowej wersji językowej, w formie napisów. W tej kwestii nie uniknięto dziwnego, powtarzającego się błędu, którym jest, wspomniany już przeze mnie brak litery "m" w notatkach w pamiętniku. To do czego jeszcze mogłabym się przyczepić, to mało satysfakcjonujące mnie zakończenie. 

Nie mniej jednak do gry powrócę, bowiem nie udało mi się za pierwszym podejściem wykonać wszystkich rozdziałów na 100%. Postaram się ten błąd, to moje niedopatrzenie naprawić. I zrobię to bardzo chętnie, gdyż Amerzone – The Explorer's Legacy jest grą, która warta jest dogłębnego, powolnego i eksploracyjnego jej poznawania. 


Stworzenie remake'u kultowej przygodówki, choć dla wielu może wydawać się, może mniejszą niż w przypadku Broken Sword - Shadow of the Templars: Reforged, ale jednak fanaberią, myślę ma sens. Otóż wielu graczy, szczególnie młodszego pokolenia nie ma bladego pojęcia o istnieniu Amerzone z roku 1999. Dla wielu zaś kultowa przygodówka jest archaiczna, zbyt stara, by chcieć w nią zagrać. Granie zaś w odnowioną, jednocześnie przerobioną i rozbudowaną przygodę opartą na klasyku, i to jeszcze po polsku i wielu innych językach to zwyczajnie growa, przygodowa przyjemność, i możliwość poznania tego tytułu przez zdecydowanie większe grono graczy, nie tylko komputerowych, ale i konsolowych. Serdecznie ją Wam polecam, bo mimo sporej ceny, zdecydowanie warto! 

Moja ocena 8,5/10

Serdecznie dziękuję GOG za udostępnienie gry do recenzji!

Grałam oczywiście na GOG, w wersji na komputer PC.

Zalety:

  • Ciekawa, wciągająca i tajemnicza fabuła, którą chce się poznawać;
  • Klimat gry, który pragnie się chłonąć;
  • Przepiękna grafika;
  • Przecudowna muzyka i dobra ścieżka dźwiękowa;
  • Zagadki, mechanizmy i zadaniowy wstęp do serii Syberia;
  • Sporo celów pobocznych;
  • Możliwość przejścia każdego rozdziału po raz kolejny;
  • Okazja do zagrania po polsku, z polskimi napisami;
  • Dobra angielska wersja językowa;
  • Dwa tryby rozgrywki

Wady:

  • Brak możliwości ręcznego zapisywania gry;
  • Dziwny błąd z polskim tłumaczeniem, i brakiem litery "m" w tekście;
  • Mimo wszystko niemy bohater (chciałoby się go usłyszeć)
  • Zbyt droga

Komentarze

  1. Mam Amerzone tę pierwszą wersje na GoGu, ale zainstalowałem i nie działa. :<

    Nowa wersje chetnie pogram, chociaz brak recznego zapisywania bywa irytujacy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to niedobrze, że nie działa. Ja w sumie też mam tę starą wersję, bo kiedyś przez kilka dni Microids rozdawało ją za darmo, ale nie sprawdzałam czy działa ;) Co do nowej to ma niesamowity klimat i dobrze się w nią gra, naprawdę dobrze. Ale tak, zgadzam się, automatyczny zapis bywa irytujący, ale niestety w grach Microids, i nie tylko nie jest niczym niezwykłym.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Moja twórczość, recenzje, poradniki, wrażenia - przygodówki, filmy i seriale!

Lista recenzji i wrażeń z przygodówek, napisanych na blogu

Lista recenzji filmów i seriali napisanych na blogu