The Book of Unwritten Tales - recenzja. Przygodówka warta grzechu!

Serdecznie zapraszam do recenzji klasycznej przygodówki typu "wskaż i kliknij", pierwszej gry z serii komediowych przygodówek fantasy. Miłej lektury!

 "Marzyć każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej" tak, czy mniej więcej tak, śpiewał na festiwalu w Opolu w roku 1977, pewien znany i lubiany aktor. Nie o piosence, ani nawet o wspaniałym aktorze zamierzam pisać w swoim artykule, a o grze z gatunku adventure, zatytułowanej The Book of Unwritten Tales, stworzonej przez niemieckie (a jakże) studio King Art Games

Warto również przeczytać: 

Nie bez przyczyny napisałam w nawiasie słowo "a jakże", gdyż nie tylko ja, a każdy miłośnik gier przygodowych zauważy, iż większość pojawiających się na rynku gier z tego gatunku, powstaje w Niemczech. Większość z nich, to pozycje godne uwagi. Czy The Book of Unwritten Tales naszej uwagi jest godzien? Mogę Wam już na samym wstępie mojego tekstu powiedzieć, że jak najbardziej tak. Zdanie tkwiące na opakowaniu gry, wydanej w Polsce przez firmę IQ Publishing brzmiące, cytuję: "Jedna z najlepszych przygodówek ostatnich czasów!" mówi wszystko. Obok tej pozycji nie da się przejść obojętnie, a zagrawszy w nią nie ma możliwości, aby nie być nią oczarowanym.

Wszystko zaczyna się w baśniowym świecie Aventasii, szarpanej przez długoletnią wojnę. Pewien wiekowy już archeolog, Mortimer MacGuffin, odnajduje w jednej z ksiąg miejsce ukrycia tajemniczego i niezwykle silnego artefaktu, którego moc może wpływać na losy świata. Niestety uczony zostaje porwany przez syna Arcywiedźmy, Munkusa i uwięziony. Przypadkowym obserwatorem zdarzenia, staje się elficka księżniczka Ivadora, która zmierza właśnie w kierunku swojego domu, gdzieś w leśnej kniei. Spostrzega porywaczy, do jej szpiczastych uszu dochodzi wołanie o pomoc. I tak, wiedziona ciekawością Ivo, staje na grzbiecie smoka, przed klatką Mortimera, który w zamian za pomoc w uwolnieniu, zdradza jej część skrywanej przez siebie tajemnicy. Elfka, za namową gremlina, przecina skórzany pas, którym przywiązane jest więzienie archeologa. 

Mniej więcej w tym samym czasie, w krasnoludzkim browarze, poznajemy niewielkiego wzrostem gnoma, który pomaga swojemu przyjacielowi i zarazem pracodawcy Mistrzowi Piwowarowi w prowadzeniu owego interesu. Wilbur Weathervane, bo tak nazywa się sympatyczny stwór, otrzymuje zadanie pozbycia się szczura, który bezceremonialnie wyjada browarnikowi chmielowe szyszki. Nasz malutki bohater marzy jednak o innym życiu. Jego życiowym przesłaniem jest bycie bohaterem, ratowanie księżniczek, zabijanie smoków, czy też likwidowanie ogrów. Kończąc szczurzą misję, Wilbur jeszcze nie wie, że jego gnomi żywot już niedługo drastycznie się zmieni. Po skończonej robocie żegna się z Mistrzem Piwowarem i wychodzi na zewnątrz. Nagle dostrzega spadający z nieba przedmiot, który ląduje na śniegu tuż przed nim. Przedmiot ten, okazuje się być klatką, w której zamknięty jest staruszek gremlin. Nieznajomy wręcza zdziwionemu Wilburowi pierścień i zleca mu misję dostarczenia owej rzeczy ludzkiemu Arcymagowi, przebywającemu w mieście ludzi, w Kamieniu Morskim. Powiernik pierścienia, przy pomocy dziadka i jego wynalazku, ląduje przed bramą miasta ludzi. W czasie gry, dołączają do niego Ivo, wspomniana już wcześniej elficka księżniczka oraz poszukiwacz skarbów, człowiek imieniem Nathaniel, któremu towarzyszy jego zwierzak, zwany Critterem. Cała czwórka zostaje wplątana w niebezpieczną i pełną przygód wyprawę.

Zmagania owej drużyny obserwować, a przede wszystkim sterować będziemy przez około kilkadziesiąt godzin toczącej się przez pięć długich rozdziałów, pełnej humoru gry, będącej zbiorem porównań i odniesień do produkcji wideo, filmów, czy też książek. Niewielkiego wzrostu gnom, mający dostarczyć pierścień mocy, to odpowiednik Hobbita z powieści Tolkiena. Mortimer MacGaffin, wyglądający niczym postać z Gwiezdnych Wojen, pejcz staruszka archeologa, przywołujący na myśl filmy o Indianie Jonesie, czy też dialogi, które jednoznacznie wskazują konkretną postać, na przykład Harrego Pottera, to tylko część nawiązań i smaczków dostępnych w rozgrywce. Oprócz książek i filmów, twórcy nawiązują także do gier. Czerwony strój Wilbura i szpiczasta czapka, to nie kto inny, a znajomy graczom przygodowym Simon Czarodziej, który powróci w kolejnej odsłonie serii, zatytułowanej Simon the Sorcerer Origins. Przy okazji porównań, autorzy poruszyli pewien ważny społecznie problem uzależnienia ludzi od gier komputerowych. Takich odniesień w The Book of Unwritten Tales jest mnóstwo. Sama pewnie nie odnalazłam wszystkich, ale nic straconego, chętnie poszukam kolejny raz, bowiem odnajdywanie podobieństw w tej pozycji, to wielka przyjemność, która skutecznie poprawiała i pewnie poprawiać mi będzie humor.

Odnajdywać przyjemności podczas rozgrywki będziemy za pomocą myszy, gdyż przygodówka owa, to typowy point & click. Wszystkie czynności odbywać się będą za pomocą PPM, nim oglądamy, czy też zabieramy przedmiot. Po uprzednim kliknięciu prawego przycisku gryzonia, możemy toczyć rozmowy, które w tych rodzajach gier są bardzo istotne i niejednokrotnie posuwają fabułę do przodu. Podobnie jest również w przypadku opisywanej przeze mnie pozycji. Warto więc z każdym rozmawiać, oglądać każdy napotkany, aktywny przedmiot, niektóre nawet kilkakrotnie. Przedmiotów, które w danych lokacjach jest wiele, podobnie jak miejsc które przyjdzie nam zwiedzić. Nie należy się jednak obawiać, że przegapimy jakąś istotną rzecz, bowiem twórcy przewidzieli system podpowiedzi, polegający na zaznaczeniu aktywnego miejsca ikoną lupy. Wystarczy przycisnąć klawisz spacji, a wszystkie interaktywne miejsca  zostaną zaznaczone, jest to moim zdaniem bardzo potrzebne, bo zwiedzane przez gracza lokacje są niezwykle kolorowe i czasami wśród ogromu barw, ciężko wypatrzyć potrzebny element.

Nie jestem osobiście zwolennikiem przesadnie przekolorowanych gier, do jakich może się zaliczać to dzieło, ale muszę stwierdzić, że nie wyobrażam sobie tu innego rodzaju grafiki. Dbałość o szczegóły, różnorodność detali, wielobarwność miejsc i postaci, tworzą niepowtarzalny klimat wiarygodności i swoistej lekkości. Pięknie mieniące się świece, cienie, które pozostawiają przedmioty i postaci, promienie słońca przebijające przez gałęzie drzew, to tylko niewielka cześć możliwości graficznych tej przygodówki. Oprócz rewelacyjnego wyglądu otoczenia, wysoki poziom trzymają także postaci The Book of Unwritten Tales, począwszy od pierwszoplanowych, a skończywszy na drugo- i trzecioplanowych. Osadzone w pełnym 3D postaci, prezentują  najwyższy poziom. Każda osoba jest stworzona z niezwykłą pieczołowitością i zaangażowaniem, które po prostu widać. Mimika bohaterów, sposób poruszania i mówienia to kolejny mocny plus tej gry. 

Równie silnym punktem  gry jest praca aktorów, podkładających głosy bohaterów. Każda, powtarzam każda, nawet niewielka rola, to mistrzostwo świata w dubbingu. Dawno nie spotkałam się z tak dobrą, angielską lokalizacją niemieckiej gry, jestem pod wielkim wrażeniem i chylę czoła. W Polsce gra została wydana z polskimi napisami, w wersji pudełkowej. 

Równie wysoki poziom przedstawia oprawa muzyczna The Book of Unwritten Tales. Utworów, które przewijają się w tej produkcji  jest sporo i każdy z nich dopasowany jest do sytuacji i miejsca, w którym aktualnie przyszło nam przebywać. Muzyka razem z wyglądem postaci i lokacji, tworzy to co w grach przygodowych jest mocną stroną, czyli tak zwany klimat. 

Ów klimat, a przede wszystkim poziom budują także zagadki i zadania logiczne. Łamacze głowy narzekać nie będą mieli powodu, bowiem oprócz zadań typowo przedmiotowych, a tych jest cały szereg, gracz będzie miał okazję wykonać bardziej skomplikowane zadania, takie jak tworzenie magicznej mikstury, strzelanie z łuku, odtańczenie tańca i szereg innych. Poziom zagadek jest różnorodny, więc każdy znajdzie coś dla siebie. 

Jedynym minusem gry, nie psującym w żadnym razie przyjemności z grania, jest pewien problem z zapisaniem gry. Otóż w mojej wersji, po zapisaniu danej lokacji i całkowitym wyjściu z gry, w momencie ponownego jej wczytania, w menu save, pozostaje tylko ostatni zapis, a wszystkie poprzednie znikają. Problem likwidował patch, dostępny na stronie wydawcy, firmy IQ Publishing.

Podsumowując, pozostaje mi tylko zaapelować do wszystkich miłośników gier przygodowych, nie posiadających w swojej kolekcji The Book of Unwritten Tales, by szybciutko pognali do sklepu i zaopatrzyli się w produkcję, która jestem o tym przekonana, w swoim czasie zajmie honorowe miejsce obok takich klasyków jak Najdłuższa Podróż, czy też seria Broken Sword. która rozbudowana została o odnowioną wersję pierwszej gry, Broken Sword - Shadow of the Templars: Reforged, której recenzję a także szczegółowy poradnik/solucję znajdziecie na stronie, grajcie i bawcie się tak dobrze jak ja się bawiłam.

Moja ocena 9/10.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moja twórczość, recenzje, poradniki, wrażenia - przygodówki, filmy i seriale!

3 Minutes to Midnight - A Comedy Graphic Adventure - recenzja

Broken Sword - Shadow of the Templars: Reforged - recenzja