Dead Synchronicity: Tomorrow comes Today - recenzja

Serdecznie zapraszam do recenzji przygodowej gry w klimatycznym, pandenimcznym stylu, stworzonej przez zespół studia Fictiorama, wydanej przez Daedalic Entertainment. Miłej lektury!

Czy macie czasami dość kolorowych, zabawnych, rzekłabym infantylnych gier przygodowych, w których zwykle ratujecie kogoś lub coś. Brakuje Wam może świeżości w tym gatunku gierek, a może chcielibyście tym razem przygodówki dla dorosłego i poważniejszego gracza? Jeśli tak, to mam dla Was idealną propozycję, tytuł, który zachwyci niejednego fana tego rodzaju zabawy a i amator innego rodzaju rozgrywek z pewnością nie będzie żałował. Takim dziełem jest zdecydowanie Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today, projekt opracowany przez niezależny zespół Fictiorama, a sygnowany i wydany przez wszystkim znane studio Daedalic Entertainment.

Może zainteresuje Cię także:

Niemieckie studio znane jest z klasycznych, zwykle przesiąkniętych humorem, czy też bajkowych gier, takich jak The Dark Eye: Klątwa WronThe Dark Eye: Memoria czy The Night of the Rabbit, więc opisywany przeze mnie w owej recenzji tytuł, jest powiewem świeżości w ich ogromnym dorobku, tym razem wydawniczym. Inaczej sprawa się ma jeśli chodzi o twórców Dead Synchronicity, dla których projekt stał się debiutem w świecie przygodówek. Niewielkie składające się zaledwie z kilku osób studio, stworzyło grę tak poważną i dorosłą, niezwykle emocjonalną, z doskonałą fabułą i świetną muzyką, że już na wstępie mogę napisać, że byłam skora dać tej produkcji najwyższą możliwą notkę, gdyby nie jeden zasadniczy jej problem. Dlaczego tego jednak nie zrobiłam i jaka jest moja końcowa opinia i jej ocena, tego dowiecie się z mojej recenzji. 

Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today wcielamy się w mężczyznę, który pewnego dnia zostaje odnaleziony w przydrożnym rowie. Nieprzytomny, prawie pozbawiony życia, zostaje przyniesiony do jednej ze stojących w okolicy przyczep. Schorowany, miotany strzępkami wspomnień, w których przewija się głos kobiety i imię Michael, w końcu odzyskuje świadomość. Jedyne co pamięta to to, że tak właśnie ma na imię. Dowiaduje się także, że trafił do przyczepy Roda, ojca i męża, byłego pracownika dużej korporacji. Odtąd wszystko jest dla niego nowe. Zanik pamięci, to niestety nie  jedyna tragedia, z którą zmierzyć się musiał Michael. Po wyjściu za zewnątrz okazuje się, że miasto jest zrujnowane. Powodem stała się serie katastrof naturalnych, zwanych „Wielką Falą”, które nawiedziła kraj. Niedługo potem wydarzają  się kolejne nieszczęście. Ludzie zapadają na przedziwną chorobę. Wielu z nich twierdzi, że miało kontakt ze zmarłymi, widzą rzeczy które wydarzyły się w przeszłości, albo wydarzą się w przyszłości. Ta straszna epidemia atakuje coraz więcej istnień, doprowadzając do rozkładu ciał, a potem całkowitego zniknięcia. Wszystkich podejrzanych o zarażenie osobników,  zabiera się, i słuch o nich ginie. Reszta populacji umieszczona zostaje w obozach, w których władzę sprawuje armia. Ta traktuje ich jak ludzi gorszego gatunku, nazywając „szczurami”. Możliwość podróżowania poza teren obozu mają tylko ci, którzy donosili żołnierzom. Tych zaś  zwie się  "kretami”.  Na dodatek na niebie zaczynają  ukazywać się znaki, które mogą  być zapowiedzią kolejnego kataklizmu.

Dead Synchronicity to klasyczna przygodówka, w której obsługa odbywa się za pomocą myszy. Nie uświadczymy tu żadnych zadań zręcznościowych, czasówek, czy innych” udogodnień”, co oczywiście piszę grze na plus i to bardzo duży. Ponieważ, jak to w klasycznym point& clicku bywa, gracz zbierać musi przedmioty, które gdzieś i kiedyś będzie używał, to żeby niczego nie przegapić twórcy zaoferowali graczom podświetlanie aktywnych miejsc. Wystarczy, że klikniemy klawisz "spacji", a na ekranie pojawią się fioletowe, migające punkty, świadczące o miejscach i przedmiotach istotnych dla gry. Nie wszystko jednak będziemy zbierać. Część miejsc i rzeczy można jedynie obejrzeć, dzięki temu poznając nieco więcej szczegółów na temat fabuły. Ciekawym motywem i pewnym novum w grze są wizje bohatera, strzępy wspomnień, które być może kojarzą mu się z miejscem lub z osobą. Gdy tylko takowy "majak" się pojawi, obraz zaczyna się zmieniać. Widzimy wszystko jak w śnieżącym telewizorze. Widok jest zamazany, zmieniają się kolory i nagle z szaro- różowych lokacji wszystko staje się zielone, migające, widziane jakby przez spód szklanki, a po chwili znika. Oprócz tych wizji, Michael z czasem przypomina sobie pewne elementy ze swego życia. Oglądamy je zupełnie inaczej niż owe wizje. W tym wypadku na ekranie pojawią się wykonane w formie komiksowej animacje. 

Graficznie gra różni się od tego, do czego przyzwyczaiło nas studio Daedalic. Przyznam się, że pierwsze zrzuty z ekranu, które oglądałam śledząc jej zapowiedzi, nie zachęcamy mnie do grania. Postacie wydawały mi się drętwe, toporne i zwyczajnie brzydkie. Zmieniłam zdanie już po pierwszych kilku minutach grania w to dzieło. Nie wyobrażam sobie innej grafiki. Rysunkowe postaci, dziwnie przymglone i czasami zamazane tła, zburzone domy, wraki samochodów, wszystko to  potęguje odpowiedni nastrój w grze, budując klimat straszliwej katastrofy i wielkiego nieszczęścia. Na emocje wpływa nie tylko strona wizualna gry, ale także ogrom nieszczęść populacji, która przeżyła katastrofę. Mamy więc zarażonego tą straszną chorobą chłopca imieniem Colin, który bardzo cierpi, młodą kobietę, jeszcze prawie dziecko o imieniu Rose, którą zmusza się do prostytucji, nieszczęsnego staruszka, który pragnie schować się przed żołnierzami, by nie trafić do obozu, szpital pełen wrzeszczących i umierających w męczarniach ludzi, czy też złowieszczy i makabryczny park i wiele innych. 

W wielu momentach przechodząc grę miałam ciarki na plecach, a moje serce waliło. Obok tej pozycji nie można przejść obojętnie. Jestem przekonana, że nie można ją przepraszam za słowo  "zaliczyć” bez emocji jej towarzyszącym. Zdecydowanie fabuła to bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo mocna strona tej gry. Na jej klimat i niezwykłość wpływa też bardzo dobra ścieżka dźwiękowa i doskonała praca aktorska. Każda z postaci, która przewija się podczas gry, zaczynając od głównego bohatera, kończąc na postaci pobocznych, zagrana jest doskonale, z należytymi emocjami. Całość buduję obraz okrutnej prawdy o ludziach, którym przyszło zmierzyć się z ogromem nieszczęść. Dodatkowo grozy i okrucieństwa dokładają odgłosy, które niemal ciągle słyszymy w tle. W niektórych lokacjach do naszych uszu dochodzi płacz dzieci, w niektórych krzyki, czy też  strzały. 

Ponieważ tak jak już wcześniej napisałam jest to klasyczna przygodówka, więc i tradycyjnie wygląda ekwipunek, który w tym wypadku ukryty jest w teczce. Oprócz rzeczy, które tam trafiają i które można obejrzeć, a także niektóre z nich połączyć, w inwentarzu znajduje się też niezbędna, jeśli o mnie chodzi rzecz w grach adventure, czyli notatnik. Tu zapisywane są istotne dla gry i fabuły szczegóły. Są to zadania, które musi wykonać Michael. Oprócz tego, pojawiać się tam będą animację, zwykle są to wspomnienia naszego bohatera, które w dowolnym momencie gry możemy sobie odtworzyć. Bardzo mi się ten pomysł podoba i przyznam się, że zdarzyło mi się pary razy przypominać sobie tę, czy inną animację. 

Jedynym elementem, którego zbrakło mi w tym dziele i co doprowadziło tym samym do jej końcowej oceny, jest brak zadań logicznych, typowych dla graczy tak zwanych „łamańców” głowy. Znalazłam jedynie jedną, dość prostą zagadkę polegającą na odpowiednim ustawieniu natężenia światła. Większość zadań skupia się jedynie na zagadkach przedmiotowych, które są w miarę logiczne i mało skomplikowane. Dzięki temu w Dead Synchronicity mogą zagrać nie tylko „Starzy Wyjadacze” przygodówek, ale i Ci, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym gatunkiem lub też skupiają się zdecydowanie na innym rodzaju wideo rozrywki. 

Podsumowując, zaczynając grać w Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today nie spodziewałam się tak doskonałej gry, tak klimatycznej i tak dorosłej. Nie jest to z pewnością pozycja dla młodszych graczy, bardziej polecałabym ją osobom dorosłym i ku takim graczom powinna być skierowana. Twórcy zapowiadali pojawienie się kolejnych dwóch części, tworzących z owego dzieła trylogię. Niestety się ich nie doczekaliśmy, i wszystko wskazuje na to, że się już ich nie doczekamy. 

Moja ocena 8/10.

Zalety:

  • Mroczna fabuła;
  • Klimat gry dla dorosłych;
  • Nietuzinkowa grafika;
  • Spora grywalność;
  • Wciąż aktualna tematyka;
  • Polska wersja języka

Wady:

  • Zbyt krótka;
  • Brak kontynuacji

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moja twórczość, recenzje, poradniki, wrażenia - przygodówki, filmy i seriale!

Lista recenzji filmów i seriali napisanych na blogu

3 Minutes to Midnight - A Comedy Graphic Adventure - recenzja